poniedziałek, 15 marca 2010

Z Jeleniej wracamy "na tarczy".

KJS w Jeleniej Górze przyniósł nam ogrom emocji, rozczarowania, strachu, ulgi, mega radości i zabawy, mnóstwo entuzjazmu. Prawdziwa mieszanka wybuchowa która zaowocowała zdobyciem IV miejsca w klasie IV (TYLKO 36 sekund do pudła!).

Pierwszy odcinek niestety potrąciłem 2 pachołki a sam przejazd w ścisłej czołówce. Teraz jak na to patrzę to za bardzo chciałem. Na centymetry brałem pachołki i 2 razy się nie udało. Chyba nie wytrzymałem presji, po zwycięstwie na Babskim Ściganiu bardzo chciałem wygrać Jelenią, jak widać po błędach za bardzo.

Powinniśmy jechać spokojnie, swoje, bez błędów, jednak jak staję na starcie i słyszę głos mojego pilota 3... 2.... 1.... wszelkie kalkulacje i taktyki schodzą na bok, liczy się tylko pełen ogień przy przepięknym ryku boxera.

Na drugiej próbie czas znowu w ścisłej czołówce, niestety tym razem również kara za oponę tym razem + 5 sekund.



No i "nieszczęsna" próba 3. Dostaliśmy limit za źle przejechaną próbę (podobnie jak 80% jadących) jak się później okazało wyniki tej próby odwołano. Gdy otrzymaliśmy limit to już wiedziałem że jest po ptokach. Bardzo ciężko z limitem i tyloma słupkami nadrobić straty. Postanowiliśmy ze jedziemy widowiskowo ale max szybko.



Z takimi postanowieniami trafiliśmy na próbę nr 4 która bardzo mocno obiła swoje piętno na mojej ocenie warunków jazdy i przyczepności. Przeżyłem największe ratowanie się w moim życiu. Odcinek wydawałby się banalny, prosta start meta, 60-80 metrów dalej dohamowanie do pojedynczej szykany, takie zwężenie lewo - prawo i dalej prosta. Na start pełen ogień, zapinam dwójkę i lecimy do zwężenia, hamuję lekko przed przeszkodą, bez gazu lecę lewo, w miarę spokojnie i zaraz daję prawo. W międzyczasie zauważam dwa betonowe słupki, jeden na samym rogu na wyjściu a drugi za nim głębiej, zauważam też sporo rozjeżdżonego topniejącego śniegu. Wszystko było OK do momentu gdy dałem prawo. Type-R nie zareagował, prawdopodobnie przez śnieg straciłem kierowalność :) i sunąłem prościutko w piękny okazały betonowy słupek, który miał chyba swoją grawitację bo wyjątkowo mocno mnie przyciągał.

Nagle strzał adrenaliny i strachu też (za nic w świecie nie chciałem uszkodzić moje czarne piękności) i zrobiłem coś z czego nie zdawałem sobie sprawy. Zaciągnąłem ręczny i od razu założyłem kontrę w lewą stronę (dopiero po analizie sytuacji dotarło do mnie co zrobiłem). Efekt stanąłem w poprzek drogi lewym bokiem w najbliższym sąsiedztwie wspomnianego słupka. Co prawda zgasiłem silnik, nie zdążyłem nacisnąć sprzęgła (wiem wiem, tylni dyfer trochę dostał przez to po dupie ale auto całe) i zgasiłem samochód. Dzięki kontrze nie obróciło mnie więcej i tyłem nie przywaliłem w drugi słupek, właściwie to pamiętam że czekałem na bum tyłem bo wiedziałem że tego na rogu już nie dotknę lecz tego z tyłu nie byłem pewny. Na szczęście nic takiego się nie stało. Odpaliłem samochód i z duszą na ramieniu polecieliśmy dalej, łapiąc po drodze limit.

Nie chcę nawet myśleć co by się stało gdybym wtedy nacisnął hamulec i przodem przywalił w ten betonowy słupek, z pewnością do powrotu do domu potrzebna by była laweta.

Mimo wszystko bylem zadowolony po tym odcinku że auto całe i że się udało ratowanie. Z tej sytuacji wynika ze warto również uczyć się prowadzić jedną ręką by drugą w tym czasie ratować się ręcznym.



Późniejsze odcinki to już czysty fun. Szczególnie 6 odcinek mi się podobał. WSZĘDZIE gdzie tylko można było lecieliśmy bokiem. Mam nadzieję że jakiś filmik z tego będzie aby wszyscy Ci dzięki którym mogłem pojechać do Jeleniej Góry zobaczyli jak bardzo chciałem im podziękować.

Organizacja KJS-u bardzo dobra. Był jeden przestój na pierwszej próbie lecz potem szło już płynnie. Brawa dla Automobilklubu Karkonoskiego.

Niestety jedna ważna sprawa rzuca cień na tego KJS-a. Chodzi o stan prób. Jeszcze nigdy i nigdzie mój Type-R nie dostał tak po dupie jak właśnie w Jeleniej. Było sporo niebezpiecznych dziur (te mega niebezpieczne na szczęście był dobrze zabezpieczone), zawias to kilka razy tak walnął że aż miałem wyrzuty sumienia że tak katuję auto. Oczywiście że mogłem zwolnic albo omijać dziury ale po to też jeżdżę na czas aby robić to jak najszybciej a nie hamować przed każdą dziurą, wiele było niewidocznych. To co mogłem to omijałem lecz sporo dziur dało się we znaki.

Jednak z drugiej strony był to najlepszy KJS jeśli chodzi o długości prób, prędkości, brak krawężników, dużo miejsca, stosunkowo mało słupków, przeszkody naturalne, można było jechać na prawdę szybko i widowiskowo a nawet bardzo widowiskowo było dużo miejsca (nie był to jakiś parking tylko na prawdę spore tereny) no i ta nawierzchnia.

Był to dla mnie najbardziej wymagający KJS w mojej karierze. Śnieg, błoto, trawa, asfalt, woda, beton i mnóstwo syfu i dużo szutru (Subaru po rajdzie wyglądał jakbyśmy uczestniczyli w offroad :) ). Dodając do tego Type-R'a ze szperą z tyłu i w miarę dobrym ręcznym można sobie wyobrazić co tam się działo. Wymagało ode mnie dużo wysiłku aby opanować moja Czarną Bestyję i w zdecydowanej większości przypadków wychodziło to bardzo fajnie.



Mimo iż Impreza sporo przeszła to jestem bardzo zadowolony bo sporo wyniosłem doświadczenia z jazdy po bardzo zróżnicowanej i głównie luźnej i śliskiej nawierzchni. Gdyby nie tyle dziur to z pewnością byłby to najlepszy KJS w jakimkolwiek brałem udział.

Pozdrawiam

Tomek Śliwa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dołącz do Nas na Facebooku