poniedziałek, 23 marca 2009

Weekend pod hasłem "efektownie"

Dwa dni, dwa różne tory, dwie różne aury...

Tak w skrócie można opisać zmagania na Zimowym Grand Prix Wrocławia na Rakietowej w sobotę i Niskie Łąki Cup w niedzielę.

Sobota, b. ładna pogoda (choć mocno wiało ale tam to normalne a nawet dziwne jeśli nie wieje), co za tym idzie nawierzchnia przyczepna, układ trasy początkowo techniczny a potem festiwal mocy (długa prosta od dużego ronda do prawie hopy). Trasa b. fajna, podobała mi się.





Pierwszy przejazd, dobry ale niestety była jedna opona więc miejsce poza pierwszą 3. Drugi przejazd to był prawdziwy fun (ale taki prawdziwy fun). Ręczny, bok, kontra, gaz w podłogę...

... i tak kilka razy. Kilka błędów przy tym było (i niestety jedna opona) i ogólnie 4 miejsce ze stratą niespełna 2 sekund do czarnego STI (pozdrawiam Piotrka :D ) ale radość jaką miałem z tego przejazdu... po prostu do teraz się cieszę jak dziecko.

Ogólnie nieźle, 4 miejsce w klasie potworów, 3 w klasie Subaru (pucharek jest :D ).

godz. 20.00 Cassino Poland Wrocław Uroczyste podsumowanie cyklu Zimowego Grand Prix Wrocławia

Generalnie wszystko rozpoczęło się trochę później ale co tam.

Było uroczyście, wzniośle i fajnie. Odebrałem nagrodę za III miejsce w klasie ósmej oraz PIERWSZE miejsce w klasie Subaru (pod nieobecność na ostatniej decydującej eliminacji dotychczasowego lidera). W nagrodę dostałem najfajniejszy puchar jaki do tej pory zdobyłem (zdjęcia wkrótce) oraz zegarek Prodrive (taki fajny bo Marcin mi pokazał :D). To drugie dopiero odbiorę w salonie Subaru, może uda się jeszcze wynegocjować u nich 50% zniżkę ;)

Impreza (nie Subaru tylko Cassino) sie rozkręcała lecz pomimo darmowych "zimnych" tudzież "gorących" napojów :D , mając na uwadze następny dzień i NLC kulturalnie po 23 opuściłem wyżej wspomniane miejsce hazardu i rozpusty :D i udałem się grzecznie spowitymi ciemnością nocy ulicami Wrocławia do domu.

Niedziela- deszcz, ziąb i w ogóle niefajna pogoda na zawody.



Od rana deszcz wisiał w powietrzu lecz dopiero na drugiej pętli zaczęło coś tam padać. Niesiony falą entuzjazmu po widowiskowym (szczególnie drugim) przejeździe na Rakietowej, postanowiłem pogłębić te wrażenia nastawiając się na w miarę szybką lecz "poślizgową" jazdę. Póki było jeszcze w miarę sucho sztuka ta udawała mi siew miarę dobrze (i nawet kilka mega marchew poszło :D ) lecz po zjawisku atmosferycznym zwanym opadem mój zestaw RE 070 powiedział: "Mam to gdzieś, nie trzymam" :D



Cokolwiek trudno mi było zapanować nad bestią więc raczej jechałem tak aby nie wylecieć z toru i nie dać się temu piekielnie szybkiemu czarnemu STi (oczywiście pozdrawiam Piotrka :D) wyprzedzić. Więc drugi przejazd- ani fun ani czas ale cóż tak też bywa.

Na mym prawym fotelu dzielnie trzymała się Ania ze Śląska (też pozdrawiam i jej Matiza też) gotowa w 5 min. zmieniać koło jeśli by zaszła taka potrzeba (cud nie kobieta :D).

Jak widać piszę dopiero teraz bo wcześniej musiałem odpocząć, to był wyczerpujący rajdowy weekend i jak dla mnie każdy mógłby tak wyglądać (tylko jakiś sponsor się znajdzie i tak będzie).



No to tyle. Ogień na tłoki i pedal to the metal i bokiem bokiem byle do przodu i do mety i etc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dołącz do Nas na Facebooku