niedziela, 25 października 2009

4 bączki i świetna zabawa na NLC 2009



Niskie Łąki Cup- X eliminacja.
Jak napisałem tak zrobiłem (chociaż po drodze padł pomysł jednak na jazdę na czas ale ostatecznie była zabawa z jazdą na czas).



Co prawda nie wszystkie zakręty leciałem bokiem ale zabawę miałem przednią. Szczególnie podobał mi się pierwszy przejazd. Miałem jednego bączka na dużym rondzie i...

...i jednego tuż przy mecie (filmik wkrótce). Po tym drugim stałem tyłem do mety (około 15 metrów) i po zatrzymaniu (wcześniej to stoczyłem ostrą walkę- była jedna mega ryba i dwie malutkie :) ) wbiłem szybciutko wsteczny i coby nie tracić czasu na nawracanie tak wjechałem na metę! Ku mojemu miłemu zaskoczeniu wywołało to duży aplauz braw wśród licznie zgromadzonej publiczności- wiec osiągnąłem zamierzany efekt i plan zrealizowałem w 110%. Pobawiłem się latając bokami a przy okazji zgarnąłem, jak to powiedział jeden z moich znajomych: "owację na stojąco" :)))))))



Drugi przejazd to było połączenie funu (jazda bokami na połowie zakrętów) z jazdą na czas, czyli nie bawiłem się w drift tylko tam gdzie uważałem że złożenie się bokiem będzie ok i straty nie będą duże to wchodziłem na ręcznym a kilka zakrętów gdzie wejście poślizgiem nic nie dawało jechałem na okrągło na "lewej" nodze i muszę przyznać że kilka razy na prawdę fajnie mi wyszło, czułem że jadę dobrze. Wiec widowiskowo i na czas.



Zaliczyłem w sumie 4 bączki w dwóch przejazdach. 3 na dużym rondzie i jeden przed metą. muszę jeszcze poćwiczyć bo nie lubię bączków bo za widowiskowe nie są a czasu zabierają strasznie dużo. Nawet jak spiąłem dyfry na 2 to majtało tyłem jak w BMW :)

Ogólnie dzisiejsza niedziela na Niskich podobała mi się. Co prawda czekanie 2,5 godziny nie jest najfajniejszą rzeczą ale rozmowa z kumplem posiadającym takiego samego Type-R'a jak mój (tylko troszkę młodszego) skutecznie zabiła nudę związaną z czekaniem na drugi przejazd (przy okazji pozdrawiam serdecznie Marcina, który jest specjalistą w strojeniu Irlandzkich tramwajów :) no i znowu mnie dzisiaj objechał).



Mamy w planie z Marcinem zrobienie wspólnej sesji zdjęciowo-nagraniowej i jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli to wkrótce zamieszczę nasze wypociny.

Pozdrawiam

P.S. Dochodzą do mnie informacje że już kilka osób czyta mojego bloga i są o nim pozytywne komentarze więc postaram się opisywać szybko wszystko to co ciekawego wydarzyło się w świecie amatorskiego upalania w których brałem udział.

środa, 21 października 2009

Tym razem troszkę bardziej filozoficznie


Zastanawiam się czasami nad przyszłością, tą dalszą ale tą bliższą też...

Ustalam sobie w myślach (i nie tylko), gdzie chciałbym być,co chciałbym osiągnąć, jak, kiedy (pewnie wszyscy tak robią więc to nic odkrywczego). Oglądam różne inspirujące filmy (te z fajnymi efektami specjalnymi też :) ), czasem przeczytam jakąś książkę...

Dobra do rzeczy!

Czy w Rajdach chodzi o wygraną? Czy najważniejsze jest wygranie rajdu ,zdobycie jakiegoś tam mistrza (Świata, Europy, Polski, Okręgu). Jak pewnie zauważyliście często przewijają się w moich poprzednich wypowiedziach sentencje: "blisko zwycięstwa, prawie się udało, następnym razem wygram, będę lepiej przygotowany i wygram, mój cel to pierwsze miejsce, chciałbym w końcu wygrać".



Teraz dopiero zdałem sobie sprawę ile tego jest. I nie podoba mi się to.

Wiadomo że fajnie jest wygrywać ale...

... no właśnie jest ale. Wygrywać tak ale w jakim stylu. Na asfaltowych nawierzchniach (jak np. Niskie Łąki) jazda na "okrągło" i płynnie i bez błędów zazwyczaj daje dobry wynik i często zwycięstwo (ktoś to lata pełnymi bokami na każdym winklu nie ma szans na dobry wynik- przetestowałem). Jechałem na okrągło większość eliminacji i czasami udało się wskoczyć na podium. I miło wspominam te chwile patrząc na pucharki itp.




Jednak jak przypomnę sobie przejazdy, kiedy już nie miałem szans na dobry wynik, gdzie na każdym zakręcie leciałem bardziej bądź mniej kontrolowanym poślizgiem, jak Type-R składał się raz na jedną raz na druga stronę, jak w pewnym momencie przesadziłem i strzeliłem bączka (w sensie rajdowym oczywiście :) ), jak sobie przypominam te momenty to aż dostaje wypieków, serce mocniej mi bije, uśmiech sam pojawia się na twarzy i mówię do siebie w myślach: "Ale było zajebiście!"

I właśnie te chwile najfajniej wspominam. Więc po co się tak ścieram aby wygrać skoro nawet w połowie po pewnym czasie nie będę miał z tego tak wielkiej satysfakcji jak po na prawdę super fajnej szalonej jeździe bokami.




Generalnie zauważyłem że rajdy (asfaltowe oczywiście) mocno na przestrzeni dekady straciły na widowiskowości, większość jeździ tylko na czas (technika tez poszła do przodu). Kiedyś rajd to był prawdziwy SHOW! teraz jest już z tym gorzej. Chciałbym jeździć tak aby robić show i świetnie się przy tym bawić, oczywiście rozwijać umiejętności i aby ...

... wygrywać! Tak wygrywać bo uważam że bardzo efektowna jazda, robienie przy tym wielkiego show i jeszcze wygranie, o to w tym wszystkim chodzi. Samo wygranie to nic jeśli to zrobisz w nudny sposób. Musi być fun!

Od następnych Niskich Łąk (X edycja 25.10.2009) postaram się tak właśnie jechać. Czy mi się uda to nie wiem ale będę jechał bokami i to najszybciej jak tylko będę mógł i na ile się odważę. Stawiam efektowność nad efektywnością ,nawet jeśli nie wygram to będę się przy tym dobrze bawił, kibicom też pewnie bardziej się to spodoba, może jakiemuś sponsorowi się spodoba i dzięki temu będę miał większe możliwości do rozwoju.



Więc:

"Bokiem albo wcale" i "Bokiem do przodu" i max fun i max atak.

Pozdrawiam i zapraszam na Niskie Łąki

poniedziałek, 12 października 2009

Niskie Łąki Cup 2009 odsłona IX



Zająłem III miejsce. Do zwycięstwa na prawdę nie dużo brakowało, tym bardziej że po pierwszym przejeździe prowadziłem! Z tego co pamiętam to jeszcze nigdy nie prowadziłem po pierwszym przejeździe więc jestem zadowolony choćby z tego. Drugi przejazd jechaliśmy po bardziej śliskiej nawierzchni niż pierwszy. W obu przypadkach wcześniej spadł deszcz lecz za drugim razem było już zimniej i tor tak szybko już nie przesychał. W drugim przejeździe jechało mi się już dużo gorzej, strasznie wypluwało mi przód. i tak byłem zaskoczony że Toyki na mokrych partiach i po syfie trzymają w miarę dobrze.

Ogólnie to troszkę jestem zawiedziony swoją jazdą (chodzi o drugi przejazd) bo w końcu miałem realnie duże szanse na wygraną lecz znów się nie udało. Nie poddaję się i dalej będę walczył.

Kolejne zawody i po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że 2 przejazdy po prawie 3 minuty w ciągu całego dnia oraz prędkości max 100 km/h (przez chwilkę) to nie dla mnie. KJS-y są o tyle lepsze że się nie czeka tyle na swoją kolej tylko cały czas się jedzie. Lecz jazdy na czas w tych "kajtkach" też jest malutko. I dlatego jak najszybciej chciałbym startować w takich prawdziwych rajdach (Kamionki- chociaż tam aż tak dużo kilometrów oesowych nie ma, czy w końcu Czechy gdzie na amatorskim rajdzie jeździ się np. 115 kilometrów oesowych!!!), zrobić klatkę, strojenie i zawiechę i kilka pierdółek i ogień!

Dołącz do Nas na Facebooku